Świat literatury jest wielopoziomowy i niemal nieograniczony, jeśli chodzi o możliwości. Możemy go kształtować, tak jak on nas. Ewolucja myśli humanistycznej wytworzyła nowe możliwości analizy, interpretacji utworów, a także dodatkowe opcje kreowania własnych. Moja podróż przez świat literatury jest ciągłym poszukiwaniem , w jego trakcie udało mi się dostrzec kilka obrazów, które będę chciał przybliżyć.

Krzysiek

Spoiwo

Mawiają najstarsi, a i młodsi swoje trzy tiktoki dokładają, że remont domu nie sprzyja związkom. Porywając się, wraz z moją lepszą połową, na pracę u Źródła nie do końca zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Ludzie bardziej nam znani chwytali za rękę, oświetlali smutnymi uśmiechami zrozumienia i pocieszenia. Nowe znajomości, które dziwnym trafem chyliły się ku tematowi budowlanemu, zaczynały mówić o przewagach stanu kawalerskiego, bądź w nieco bardziej optymistycznym wypadku, wspominały o tym, że na szczęście mamy dzieci jako ogniwo spajające. Z biegiem porad zaczęliśmy się martwić, czy na pewno wszystko z nami dobrze, skoro żadne z nas jakoś tego zagadnienia nie roztrząsało. Zacząłem się bać jeździć do pobliskich miast, aby na progu sklepów budowlanych nie musieć uciekać przed rzucającymi się na szyję pocieszycielami, tudzież innymi znawcami natury związków ludzkich. ​ Czas mijał, a woda w Źródle płynęła swoim rytmem. Dni zmieniły się we wschody i zachody słońca. Alarm w budziku zastąpiły niecierpliwe sugestie ze strony różnej maści ptactwa, które certyfikowało nowy dzień i konieczność swobodnego łażenia po obejściu. Buty przekształciły się w ubłocone kalosze, sjesta przeobraziła się w obchód włości – przeorany bruzdami planów i prac do wykonania. Wszystkie okoliczne chaszcze zostały przemienione w dziecięce bazy wypadowe, bądź jaskinie skarbów, skrywających zaostrzone patyki, łuki, pożyczone na chwilę narzędzia. Słowem nasze życie przestało przypominać trasę autobusu miejskiego, wraz z wyznaczonymi przystankami i sztywnymi ramami punktualności. Raczej postrzegałbym je jako kamień (mchem obrośnięty), jaki swobodnie toczy się powolutku w dół, w stronę zmurszałych starych zabudowań. Nie unieruchomiony przez glinę. Lecący. Po świeżej trawie, która wytrwale znosi zmiany pór roku i najazdy krów, gęsie, czy innych owiec. Ciężko jest szkicować zarysy obrazu w momencie, gdy nie umie się nawet trzymać dobrze ołówka. Dlatego rzucam tu jedynie kilka jaskrawych plam, mając nadzieję że ewentualny odbiór dostrzeże w tym impresjonizm, a nie wierutne pacykarstwo. Motorem napędowym całości przedsięwzięcia okazało się być nasze wspólne „uparcie” i wzajemne zrozumienie. Pomimo wielu trudności, jakich kolor można dobrać sobie z całej palety, wytworzyliśmy pomysł na zmiany, skonkretyzowany i marzycielsko logiczny. W rodzinie udało się zaszczepić ufność w potencjał i jego realizację. Jako osoba posiadająca ujemną porcje optymizmu, byłem nastawiony podejrzliwie wobec tej całości. Jednak każde drobne zwycięstwo z przeciwnościami- pierwszy kurnik, ogrodzenie sadu, wyklute pisklaki, poranne spacery z owcami i tysiące innych, które to mogę odkrywać każdego niemal dnia- zmieniało mnie. W sposób, którego bym się nawet nie spodziewał. Zacząłem się cieszyć tym wszystkim. W chwilach kryzysowych miałem poczucie, że całość domu podtrzymuje nie tylko solidna ciesielska konstrukcja, ale także siła jaką wspólnie z żoną tworzymy. Wiem że chcę to tworzyć i sprawdzać, co się stanie z wolno toczącym się kamieniem. Przez ten cały trudny czas, kiedy według opinii powszechnej powinniśmy wziąć kilka rozwodów, nie zauważyłem najmniejszej oznaki tego typu groźby. Wręcz przeciwnie, im dłużej o tym myślę, to mam wrażenie iż owa mieszanka gliny ze słomą spaja bardzo mocno. Wspólne jej przygotowywanie i wyklejanie wzmacnia nie tylko nagie szkielety ścian. Dzieci są owocami, a nie klajstrem. Dni stanowią, mimo ciężkiej pracy, formę wspólności i budowy swoistej jedności, oprócz domowego gniazda. Połówki nie muszą być identyczne. Ba! Nawet nie powinny, bowiem wówczas mielibyśmy do czynienia z podziałami komórkowymi. Różnice mogą się uzupełniać, łagodnie na siebie wzajemnie spoglądać i odkrywać. Weselne marsze i pięciolinie drutów wysokiego napięcia można przemienić we wciąż trwający trel ciszy. Symfonie odgłosów natury, przetykaną ariami dzieci i dnia powszedniego, który dzięki Źródłu staje się coraz bardziej wyjątkowy. Przestałem przyglądać się obrazom Beksińskiego, szukać wspaniałych zdjęć fiordów. Teraz wolę przyjrzeć się mojej Żonie, jak idzie karmić drób, tynkuje, bądź zamyślona kreśli niewidzialne jeszcze plany naszego miejsca. Jest to temat przewodni obrazów moich dni. Zmieniają się jedynie pejzaże- na niektórych więcej liści, czasem śnieg, niekiedy gwiazdy. W tym wszystkim nie zmienia się bohaterka i mój wzrok. Kiedy przenoszę cos z jednego kąta podwórza na drugi, bądź koślawo zbijam deski, też czuję na sobie spojrzenie, które dodaje siły i chęci. Odbudowa Źródła to duże przedsięwzięcie, jesteśmy w nim dalej i myślę że dobrze je dokończymy. Wszystkim sceptykom pożycia małżeńskiego w sytuacjach remontowych przyglądam się teraz z łagodnością. Ja wraz z moją żoną mieszam glinę ze słomą. I kiedy wybrudzeni dniem pracy kładziemy się spać jesteśmy tym wszystkim zespoleni jeszcze bardziej niż wcześniej. Na betonowej klatce, pośród ryku kartek kalendarza i skowytu mijającego czasu. Terminarze drzemią sobie spokojnie, a o losie często decyduje potrzeba chwili. Jednak, jak już ktoś kiedyś powiedział, „Trzeba mieć w sobie chaos, by porodzić gwiazdy”.

Przewijanie do góry